Małe rzeczy a pozwalają dalej pracować

W całym zamieszaniu czy wręcz chaosie w pracy nad nową, polską lewicą pojawiają się czasami zdarzenia, które sprawiają, że robi się trochę cieplej na serduszku i można na następny dzień wstać i dalej dłubać swoją działeczkę. Dla mnie taka była ostatnia sobota, w trakcie której przyszła mi nowa energia i trochę nadziei, że to jednak ma sens.

Przede wszystkim, w ostatnią sobotę byłyśmy z akcją Nie daj się oskubać w Kłodzku. Pogoda dopisała, jak na listopad było ciepło. Ludzi było całkiem sporo i odbiór akcji był jak zawsze pozytywny. W tym wypadku bohaterką akcji została urzędniczka z kłodzkiego ratusza, która była niesamowicie pomocna przy organizacji akcji. Wisząc ze mną na telefonie i przeczesując google maps, przez dobre pół godziny pomagała mi wybrać odpowiednie miejsce, żebyśmy z akcją mogły trafić do jak największej liczby mieszkanek i mieszkańców Kłodzka. Jednak hitem było to, że w momencie kiedy okazało się, że nie ma komu odebrać decyzji o zajęciu terenu pani sama zaproponowała, że ją nam na miejsce w sobotę dowiezie. Oczywiście nie możemy wymagać od urzędniczek_ów pracowania po godzinach, ale taka postawa pokazuje, że obiegowe opinie o pracowni(cz)kach państwowej administracji są, co najmniej przesadzone.

Druga, podnosząca na duchu sytuacja miała swój początek dzień wcześniej i też była związana z „Nie daj się oskubać”. Tak się zdarzyło, że Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (członkini Zarządu Krajowego) dwa dni przed akcją rozwieszała nam plakaty na kłodzkich słupach ogłoszeniowych (dlaczego akurat ona to zupełnie inna opowieść :)). Nie omieszkała podzielić się tym na swoim profilu Facebook’owym. Zauważył to dziennikarz z portalu Gazeta Przekrój Gospodarczy i przez katowickie struktury Razem dotarł do mnie. Na bazie informacji ze strony internetowej niedajsieoskubac.pl oraz rozmowy ze mną powstał artykuł o naszej akcji oraz o sytuacji dłużników_czek w Polsce. Artykuł ukazał się na portalu w sobotę dokładnie w momencie, w którym rozdawałyśmy ulotki na kłodzkim targowisku. To pokazuje, że nasza kampania a także nasze szersze działania zarówno na polu politycznych postulatów jak i te polegające na „pracy u podstaw” mają sens i są pożądane przez społeczeństwo.  To niby tylko jeden, krótki artykuł w niszowym portalu gospodarczym, ale pozwala to mieć nadzieję, że jesteśmy faktycznie w stanie wpływać na otaczającą nas rzeczywistość.

Także w sobotę ukazał się artykuł o naszej ostatniej debacie, którego jestem współautorką. Portal hipermisto.com udostępnił nam swoje łamy byśmy mogły się podzielić krótkim sprawozdaniem oraz wnioskami z debaty „Wrocław dla wszystkich”, która odbyła się w ramach cyklu „Razem o Wrocławiu”. Pisałyśmy ten artykuł wraz z radną D.K.. Napisałam wstępny szkic oraz zarys wniosków a ona wypełniła te ramy treścią. W wyniku tej kolaboracji powstał nam całkiem zgrabny artykuł, który dosyć dobrze oddaje przekaz płynący z debaty. Odpowiada on na pytanie: co Wrocław robi, żeby być faktycznie miastem spotkań? Niestety – niewiele. Poza PRowymi kampaniami i okazjonalnymi eventami brak jest realnych działań, które mogłyby poprawić sytuację osób odmiennych kultur, ras czy orientacji.

Na co dzień mamy masę pracy i niewiele powodów do satysfakcji. Nie widać jej końca a przez działania obecnego rządu tej pracy nam jeszcze przybywa. Dlatego takie zdarzenia jak przychylność ludzi, publikowane artykuły o naszych akcjach czy nasze własne są tak ważne. Po tym możemy rozpoznać, że zmierzamy w dobrym kierunku. Dzięki temu możemy działać dalej.

Dodaj komentarz